W Egipcie byłam wcześniej dwa razy, zawsze w Marsa Alam, praktycznie na pustyni, bo miast w okolicy nie ma. Jedynymi Egipcjanami z jakimi miałam kontakt była obsługa hotelowa – zawsze byli to jednak mężczyźni.
W Egipcie byłam wcześniej dwa razy, zawsze w Marsa Alam, praktycznie na pustyni, bo miast w okolicy nie ma. Jedynymi Egipcjanami z jakimi miałam kontakt była obsługa hotelowa – zawsze byli to jednak mężczyźni.
W tym roku jednak coś było inaczej – po pierwsze w trakcie naszego pobuty tam skończył się ramadan – i myślę, że to miało wielkie znaczenie. Następnego dnia po jego zakończeniu, leżąc w basenie zobaczyliśmy tłum ludzi idąccyh w stronę jednego z budynków hotelowych. Ale! Co to był za widok! Przyjechały jak się okazało 2 autokary Egipcjan i … Egipcjanek. Były to bardzo zamożne rodziny, ludzi o statucie przeciętnym na takie wypady nie stać.
Przez cały dzień w hotelowej restauracji nie mogliśmy jakoś przywyknąc, bo było ich tak dużo, że my, europejczycy, stanowiliśmy kroplęw morzu. I mimo, że byłam tam trzeci raz to przyznam, że zobaczenie takiej ilości okutanych w chusty kobiet robi wrażenie niesamowite. Część z nich bardzo ortodoksyjna, to widać – suknie, wielowarstwowe szaty, część dziewczyn młodszych – jeansy, długi bawełniany rękaw, na to sportowy, wycięty t-shirt i poupinana na głowie chusta.
Ciekawi byliśmy co będzie w basenie czy w morzu – skoro one muszą mieć zakryte ciało to jak będą się kąpać? I zobaczyliśmy… ich kostiumy kąpielowe. Od stóp do głów – czarny „kombinezon” jakby z lycry z doszytą jednak kobiecą spódniczką. I chusta na głowie. Szczerze? Dla mnie takie ubranie jest niewyobrażalne! Tym bardziej, że ich mężowie, też Muzułumanie w końcu, chodzą w normalnych sportowych ubraniach – szorty i t-shirty z krótkim rękawkiem. Tak, wiem, że to ich religia i kultura i nic nam do tego, jednak uwierzcie – przebywanie wśród tych Muzułumanek było dla nas bardzo interesujące, co nie zmienia faktu, że frapowało nas nieustannie.
Zastanawiałyśmy się tylko z koleżankami co one muszą myśleć o nas?… ;/
I pewnego wieczora wybralyśmy się na hotelową dyskotekę. Wchodzimy, patrzymy, a tam siedzą same „chusty”, na parkiecie tylko jacyś trzej, czterej europejscy goście. Zaczęłyśmy tańczyć, katem oka jednak obserwując te kobiety. Widać było, że niektóre się już bujały, jednak żadna nie odważyła sie wstać. Koleżanka nie wiedząc jak się do nich odezwać, a już troszkę bardziej „odważna” zaprosiła je na parkiet skinieniem ręki. One popatrzyły jedna na drugą i nieśmiało zaczęły wstawać! Potem jedna z nich zatańczyla do ichniej muzyki, a nam szczęki opadły i z zachwytu nad jej ruchami nie mogłyśmy się wysłowić. A kilka Muzułumanek podeszło, zaczęło pytać jak nam się podobało, co sądzimy o tym tańcu itd.
I wiecie co? Moge powiedzieć – one były tak samo ciekawe nas, jak my ich!